Wiosną 1991 roku we Francji rozbrzmiał utwór, który miał odmienić karierę Mylène Farmer i na trwałe zapisać się w historii muzyki pop. „Désenchantée” – pozornie zwykła piosenka popowa – szybko urosła do rangi hymnu. Była czymś więcej niż hitem radiowym, czymś więcej niż kolejnym numerem jeden. To kawałek, w którym wielu młodych ludzi odnalazło własne emocje: niepewność, rozczarowanie i tęsknotę za światem, który mógłby wyglądać inaczej.

Początek w cieniu kryzysu
Dla samej artystki czas narodzin „Désenchantée” wcale nie był radosny. Po zakończeniu swojej pierwszej wielkiej trasy koncertowej Farmer przeżywała trudny moment. Zamiast świętować sukces, zamknęła się w sobie, a w wywiadach przyznawała, że czuła się wypalona, pozbawiona energii i sensu. Ratunku szukała w książkach – i to nie lekkich romansach czy literaturze rozrywkowej, ale w filozofii. Szczególne wrażenie zrobił na niej Emil Cioran, mistrz egzystencjalnej melancholii.
Tekst, który trafił w czuły punkt
„Tout est chaos” – „Wszystko jest chaosem”. To jedno z najbardziej rozpoznawalnych zdań francuskiej piosenki lat 90. Słowa Farmer brzmiały bardzo boleśnie aktualnie. We Francji trwały studenckie protesty, młodzi czuli się zdradzeni przez polityków, a wojna w Zatoce Perskiej dodawała poczucia niepewności.
Choć sama autorka podkreślała, że pisała o swoich osobistych przeżyciach, odbiorcy potraktowali utwór jak zbiorowy manifest. „Jestem z pokolenia rozczarowanego” – ten wers powtarzali wszyscy, którzy czuli, że świat dorosłych nie spełnił obietnic.
Smutek i taneczny rytm w jednym
Paradoksalnie, „Désenchantée” nie jest balladą, a wręcz przeciwnie – muzyka Laurenta Boutonnata opiera się na energicznym rytmie, mocnym pianinie i syntezatorach. To właśnie kontrast sprawił, że piosenka działała tak mocno. Smutny tekst uderzał wprost w serce, a jednocześnie nie dało się usiedzieć w miejscu, kiedy wchodził refren.
To było coś nowego: piosenka o beznadziei, do której można było tańczyć. Być może właśnie dlatego słuchacze tak mocno się z nią utożsamiali – bo uczyła, że nawet w chaosie można odnaleźć energię do działania.
Teledysk, który wyglądał jak film
Nie można mówić o „Désenchantée” bez wspomnienia o klipie. Laurent Boutonnat, wieloletni współpracownik Farmer, nakręcił go na Węgrzech, w opuszczonej fabryce i na pustkowiach pokrytych śniegiem. To nie był typowy teledysk – bardziej krótkometrażowy film.
Mylène wciela się w nim w postać więźniarki w obozie pracy. Sceny buntu, marszu ku wolności i dramatycznej konfrontacji z oprawcami odwołują się zarówno do literatury Charlesa Dickensa, jak i malarstwa Delacroix (finałowa scena stanowi bowiem nawiązanie do obrazu „Wolność wiodąca lud na barykady”). Finał – w którym więźniowie docierają do pustkowia, gdzie śnieg zdaje się nie mieć końca – daje poczucie wolności, ale też beznadziei. Wolność istnieje, ale trzeba za nią zapłacić wysoką cenę.
Nic dziwnego, że teledysk uchodzi dziś za jeden z najlepszych w historii francuskiej muzyki pop. Zatrudniono w nim około 120 statystów, w tym dzieci z domów dziecka, co tylko dodało autentyzmu obrazowi.
Dziewięć tygodni na szczycie
Sukces komercyjny „Désenchantée” był oszałamiający. Utwór dziewięć tygodni z rzędu okupował pierwsze miejsce na francuskiej liście przebojów, a w sumie sprzedał się w ponad 1,3 miliona egzemplarzy. Był najczęściej granym kawałkiem w radiu w 1991 roku i przyniósł artystce rekordowe tantiemy.
Drugie życie utworu
Co ciekawe, „Désenchantée” nie skończyła swojej kariery w latach 90. W 2002 roku młoda belgijska wokalistka Kate Ryan nagrała klubową wersję piosenki, która zrobiła furorę na europejskich parkietach.
Oprócz niej po piosenkę sięgali także inni artyści – od popowych wokalistów po wykonawców symfonicznego metalu, takich jak Exit Eden.
Dlaczego wciąż porusza?
„Désenchantée” to piosenka, która nie zestarzała się ani trochę. Słuchana dziś brzmi równie aktualnie jak w 1991 roku. Może dlatego, że tematy, które porusza Farmer – utrata złudzeń, poczucie chaosu, rozczarowanie światem – są dość uniwersalne… To emocje, które powracają w każdym pokoleniu.
Nie bez powodu utwór pozostaje także najczęściej odtwarzaną piosenką Mylène Farmer w serwisach streamingowych. To nie tylko wspomnienie dawnych czasów, ale też utwór, który nadal daje słuchaczom poczucie, że ktoś rozumie ich emocje.


